Samorząd wiejski

znak_wodnySamorząd wiejski, jaki powstał na mocy dokumentu lokacyjnego miał dosyć skromne kompetencje. W zasadzie ograniczały się one do instytucji ławy sądowej wiejskiej. Przewodniczył jej sołtys wraz z siedmioma ławnikami. Pewne formy samorządu miały z jednej strony zachęcić osadników do skorzystania z oferty zasadźcy, z drugiej strony uwolnić miały właściciela dóbr od drobnych spraw sądowych. Pan zachowywał dla siebie najczęściej jedynie tzw. causae maiores, czyli sprawy morderstw, gwałtów, podpaleń i rabunków. Z czasem jednak ingerencja dziedzica wsi rosła. Dzięki statutowi warckiemu (1423), który umożliwiał usunięcie sołtysa, pan stał się niejako jego prawnym następcą, a zatem uzyskał także jego uprawnienia sądowe. Właściciel dóbr husowskich zachował jednak pewną autonomię gromady wiejskiej. Mogła ona posiadać własny majątek w postaci lasu czy pastwiska, dysponować wspólną kasą oraz zawierać niektóre umowy. Jednym z organów samorządowych było ogólne zebranie gromadzkie, na którym nakładano podatek gromadzki oraz odbywano sądy rugowe. Na zebraniu tym wybierano też urząd wiejski. W jego skład wchodził wójt prawny wraz z przysiężnymi i pisarzem.

Niezwykle użytecznym źródłem w badaniach nad samorządem husowskim w XVII i XVIII w. jest drugi tom księgi sądowej (tom pierwszy został zniszczony podczas najazdu węgierskiego w 1657 r.). Rozprawy sądowe określane są w niej jako: Prawo Zupełne, Zagajone Prawo Rugowe, Prawo Gajne, Prawo Zupełne Rugowe, Urząd Wójtowski, Urząd Prawny. Niejednokrotnie zawierają takie przymiotniki jak „Uczciwe” czy „Boże”. Tzw. prawo zupełne oznaczało pełny skład sądu, a więc sprawę rozpatrywał wójt przy pomocy przysiężnych zwanych „ławicznymi”. Natomiast sąd rugowy odbywał się w obecności przedstawicieli wszystkich gospodarstw. Wówczas w obecności pana lub jego urzędnika każdy gospodarz pod przysięgą musiał skarżyć „jeden na drugiego, nie tając żadnej winy”. Tymczasem, jak wynika z zapisów księgi gromadzkiej, w Husowie nie rozróżniano tych dwóch rodzajów sądów, a nawet ich określenia stosowano zamiennie, np. w 1722 r. Matiasz Żyga prosił Zupełne Prawo Rugowe o wpisanie do księgi swojego testamentu.

znak_wodny_1W okresie staropolskim władcami Husowa byli na ogół wielcy posiadacze ziemscy. Jest więc zrozumiałe, że nie mieli oni czasu na kontrolę samorządu wiejskiego. Najczęściej wyręczali ich starostowie lub podstarostowie zamku łańcuckiego (później rzeszowskiego). To za ich pozwoleniem dokonywano elekcji nowego składu urzędu wiejskiego. Wprawdzie gromada miała prawo prezenty, jednak ostateczna decyzja należała do przedstawiciela pana.

Spośród urzędników wiejskich najmocniejszą pozycję posiadał wójt prawny, określany często w księdze sądowej jako advocatus. Niewątpliwie funkcję tę pełniła osoba obdarzona dużym autorytetem oraz zaufaniem dworu. Wójt jako zwierzchnik gromady i ławy sądowej uczestniczył we wszystkich posiedzeniach Prawa. Do jego kompetencji należała egzekucja wyroków. Obowiązkiem wójta była również opieka nad opuszczonymi gospodarstwami. Husowska księga sądowa nie informuje, jak długo trwała kadencja wójta. Można przypuszczać, że wynosiła ona dwa lata, jednak często dochodziło do reelekcji. W XVIII w. pojawiły się także urzędy podwójciego i podsędków. W skład Prawa wchodzili również przysiężni (ławnicy, „ławiczni”). W XVII w. ich liczba wahała się od 5 do 7, natomiast w okresie późniejszym od 3 do 4. W ławie zasiadały osoby obdarzone autorytetem i doświadczeniem. Przysiężni rozstrzygali bowiem wszelkie sporne sprawy związane z działami, długami, prawem bliższości itd. Do typowych czynności ławicy należało „taksowanie” czyli szacowanie wartości budynków i gruntów. Przysiężni określali także wysokość kar sądowych. Ławnicy-elekci mieli obowiązek składania przysięgi. Tekst roty zawierał całą litanię nieprzyjemnych konsekwencji w razie, gdyby prawny złamał przysięgę. Surowa kara Boska w postaci siarki, smoły i ognia, groziła nie tylko nieuczciwemu ławnikowi, ale i całej jego rodzinie. Oprócz tego w rozprawach uczestniczyła pewna ilość świadków, najczęściej sąsiadów lub osób bezpośrednio zainteresowanych decyzjami Prawa. Prowadzenie księgi sądowej należało natomiast do obowiązków pisarza (notarius iuratus). Funkcję tę piastował z reguły nauczyciel szkoły (rector schole) lub organista. Nie wszyscy jednak byli z zewnątrz. Franciszek Socha i Wojciech Kontecki (Kontek) pochodzili z Husowa, co dowodzi, że z miejscowej szkoły można było wynieść podstawowe umiejętności. Od II połowy XVIII w. wpisów do księgi gromadzkiej dokonywał często urzędnik dworski.

pieczecUrząd wiejski dysponował własną pieczęcią. W księdze sądowej znajdują się dwa typy pieczęci. Jedna przedstawia św. Andrzeja Apostoła, patrona miejscowej parafii, druga- gęś. Pieczęci używano jednak niezwykle rzadko. Jeszcze jednym atrybutem urzędu wiejskiego była skrzynka gromadzka, w której przechowywano karty księgi sądowej, pieczęci i pieniądze gromadzkie. Skrzynka ta znajdowała się prawdopodobnie w rękach wójta. Zapisy w księdze sądowej nie wyjaśniają, gdzie odbywały się posiedzenia Prawa. Są wprawdzie wzmianki o domu sądowym, ale pod terminem tym może kryć się karczma lub dom wójta. W II połowie XVIII stulecia coraz częściej sądzono we dworze.

W porównaniu z innymi księgami sądowymi w husowskiej niewiele można znaleźć ustaw dworskich dotyczących funkcjonowania urzędu wiejskiego. Pierwsza z nich pojawiła się dopiero w 1682 r. Spośród pięciu artykułów aż cztery dotyczyły zachowania podczas posiedzenia Prawa. Zakazywały mianowicie używania siły oraz sądzenia pod wpływem alkoholu. Przepisy dotyczyły zarówno poddanych jak i prawnych, z tym, że kary dla tych ostatnich były łagodniejsze. Cztery lata później określono karę dla poddanych zakłócających obrady sądu. Osoby takie odprowadzane były przez wójta do zamku w Łańcucie, zaś na wolność wychodziły dopiero wówczas, gdy ktoś zapłacił za nie 10 grzywien kary. Być może nadużywanie alkoholu podczas rozpraw było procederem dość powszechnym, skoro przepisy w tej sprawie ponawiane były wielokrotnie.

Niemal wszystkie zapisy w husowskiej księdze sądowej dotyczą spraw cywilnych. Wynika z tego, że mieszkańcy gromady uwieczniali tylko sprawy o trwałym znaczeniu, a więc testamenty, transakcje kupna i sprzedaży, spadki, zastawy itd. Być może sprawy karne zapisywano na luźnych kartach, które jednak po upływie czasu były niszczone. Natomiast w przypadku spraw cywilnych zapis był świadectwem czyichś praw do majątku. Nierzadko włościanin powoływał się na zapis dokonany przez przodka. W ostateczności można było posłużyć się świadkiem transakcji. W 1720 r. Jan Olech kupił zagrodę, lecz nie dokonał wpisu. Po jego śmierci gospodarstwo chciał przejąć syn Maciej. W tym celu przyprowadził przed oblicze Prawa świadka transakcji sprzed 35 lat Józefa Źrebca. Ławnicy uwierzyli jego zeznaniom i przyznali Maciejowi zagrodę ojca. Przezorny Maciej Olech dokonał jednocześnie wpisu do księgi, by jego dzieci nie znalazły się w przyszłości w takiej sytuacji jak on sam. Wpis do księgi zabezpieczał zatem prawomocnych właścicieli przed roszczeniami innych. Łączył się jednak z pewnym kosztem. Owo „oświaczenie” wymagało bowiem uiszczenia opłaty pieniężnej. Niewykluczone też, że osoba żądająca wpisu dostarczała ławnikom pewnej ilości alkoholu, co jest całkiem prawdopodobne, jeśli posiedzenia sądu odbywały się w karczmie. Ba! Franciszek Boratyn „oświaczył” się Prawu kwartą wódki i kazał to sobie do księgi zapisać.

Lwią część spraw w husowskiej księdze sądowej stanowią transakcje kupna-sprzedaży gospodarstw. Działo się to zawsze za pańskim przyzwoleniem. Na ogół jednak dwór nie czynił przeszkód, wtrącając się jedynie tam, gdzie widział swój interes. Ograniczona własność chłopska była ściśle powiązana z prawem bliższości. Gdy włościanin pragnął sprzedać część lub całość swojego gospodarstwa musiał powiadomić o tym krewnych i sąsiadów. Jeśli nie wyrazili oni ochoty do kupna, dopiero wówczas sprzedający mógł dokonać transakcji z obcym. Dlatego też nabywca domagał się wyraźnego zaznaczenia w księdze sądowej, by osoby, które mogły dokonać pierwokupu, wyraziły zgodę na przejście majątku w obce ręce. Reklamacja ze strony osób, które zrzekły się prawa bliższości, mogła być dla nich kosztowna. Groziła za to wysoka grzywna na rzecz dworu, kościoła i Prawa. W innych przypadkach sąd zezwalał na łagodniejszą rewizję wyroku. Osoba, która wcześniej zrzekła się prawa bliższości, mogła je odzyskać pod warunkiem wypłacenia obcemu nabywcy tej samej kwoty, którą on sam poniósł kupując zagrodę.

Chłopi sprzedawali nieraz całe gospodarstwa „nie zostawuiąc sobie nic ani potomstwu swemu”. Częściej jednak zostawiali sobie tzw. wypust w postaci kawałka roli lub narzędzi. Sumy uzgodnione między stronami dokonującymi transakcji wypłacane były w obecności ławników. Niejednokrotnie transakcja dokonywana była tzw. litkupem „pod rózgą zieloną”, kiedy to obie strony chcąc przypieczętować udany interes raczyły się pewną ilością mocnego trunku.

O prawie bliższości orzekało z reguły Prawo, posiłkując się zeznaniami świadków. W niektórych przypadkach odwoływano się jednak do instancji wyższej. W 1694 r. gubernator łańcucki Jan Jasmanicki rozstrzygnął spór o bliższość między Wojciechem Mieńkiem a Szymonem Tkaczem. Rolę, o którą toczono spór, przydzielił Mieńkowi. Tkacz natomiast uzyskał prawo wybudowania się na nawsiu. Dwór interweniował również w sytuacji, gdy prawo bliższości zostało naruszone. W 1715 r. Piotr Jarosz, bez wiedzy swego syna Wawrzyńca, sprzedał „budę” Sebastianowi Sroce. Syn poskarżył się samemu dziedzicowi dóbr husowskich, Remigianowi Ulenieckiemu. Ten zaś „zrozumiawszy, ze bliszy syn od oyca kupić, iako w obce ręce ma puść, przykazał aby pieniądze oddał Sroce, a sam obsiadł oyczyznę swoią”.

Chłopskie spadkobranie było dwojakiego rodzaju. Spadkobranie testamentowe opierało się na woli spadkodawcy, natomiast spadkobranie ustawowe działało na mocy ustawy w sytuacji, gdy wola testatora nie była znana. Testament mógł mieć charakter prywatny i wówczas dokonywany był w formie pisemnej lub ustnej. Często jednak testator domagał się wpisania swej ostatniej woli do księgi sądowej. Upublicznienie testamentu zapobiegać miało ewentualnym sporom o pozostawiony majątek. Na ogół głównym spadkobiercą zostawał najstarszy syn, jednak nie było tu zasady. W wielu przypadkach ojciec przepisywał gospodarstwo na najmłodszego syna lub zięcia. Na spadkobiercę spadał jednak obowiązek zaopiekowania się resztą rodziny. Wdowy po bogatszych chłopach mogły zostać na gospodarstwie tylko wówczas, gdy miały szansę powtórnie wyjść za mąż. Jeśli wiek to uniemożliwiał, wdowa udawała się na komorne, w wyjątkowych sytuacjach pozostając przy dzieciach.

W zasadzie każdy testament wymagał zgody pana. Niektórzy włościanie nie czekali z tym na ostatni moment. Obawa przed kłótniami rodzinnymi o schedę, skłaniała wielu gospodarzy do szybszego ustalenia spadkobierców. Walenty Piotrowicz, młynarz husowski, zapewnił dziedzictwo swemu synowi Tomaszowi będąc jeszcze w sile wieku. Do tego kroku skłoniły go roszczenia zięcia do trzeciej części gruntu. Jednocześnie osoby mające prawo bliższości za pewną kwotę pieniędzy wyrzekły się pretensji do majątku.

Wszelkim transakcjom, testamentom, zastawom czy działom towarzyszyło „oszacowanie”, czyli określanie wartości majątku ruchomego i nieruchomego. Przysiężni udawali się do osób zainteresowanych „szacunkiem” i tam na miejscu wyceniali wartość przedmiotów. Zdarzały się wypadki, że dokładnie wyceniano poszczególne części chałupy. Wymagało to od ławników dobrej umiejętności rachowania, a także znacznej dozy obiektywizmu.

Szacunkowi podlegały również długi. Najczęściej chłop przejmował go razem z kupioną rolą. Walenty Piotrowicz przejął od swego teścia Franciszka Biedronia młyn obciążony długami na poważną wówczas sumę 297 zł 8 gr. Z kolei Maciej Styś z rozkazu dworu musiał objąć zadłużoną zagrodę po zbiegłym Stanisławie Stysiu. Ponieważ jednak dług spłacił, komisarz książęcy przysądził mu użytkowaną dotąd zagrodę, natomiast Adam Lis, który wcześniej mimo rozkazu pańskiego, nie chciał objąć zadłużonego majątku, utracił doń prawo bliskości.

Opustoszałe gospodarstwa były konsekwencją najazdów zbrojnych, bezpotomnej śmierci lub zbiegostwa chłopów. W interesie zarówno dworu jak i gromady było osadzenie na pustce nowego gospodarza. Problem ten nabrał szerokich rozmiarów po niszczącym najeździe tatarskim w 1624 r. Pierwsze zapisy w nowej księdze sądowej zawierają w znacznej mierze prośby husowskich chłopów o przyznanie im pustek po zabranych w jasyr rodakach. Prawo z reguły zgadzało się na nie, z zastrzeżeniem jednak, że w razie powrotu prawowitych użytkowników, przejmujący pustkę będzie musiał liczyć się z koniecznością zwrotu majątku. Mając tego świadomość nabywcy pustek po kilku latach prosili Prawo o oszacowanie poniesionych kosztów związanych z odbudową gospodarstwa. Księga gromadzka nie wspomina jednak o ani jednym przypadku powrotu poddanego husowskiego z niewoli tatarskiej.

Jeśli nawet pustkę obejmowała osoba obca, to prawo bliższości wciąż pozostawało w mocy. Doświadczył tego Jan Skiba, który za zgodą pana przejął pozostawione przez małżeństwo Kątków gospodarstwo. Przez 15 lat odbudowywał majątek zrujnowany przez „królewskie ciężary” i „cięszkiego żołnierza”. Jednak „dorózłszy swoich lat iako pewny tey zagrody z rodziców swoich dziedzic” syn Kątków, Andrzej, upomniał się o swoje. Pomimo protestów Skiby ławnicy uznali Kątka za prawowitego dziedzica. Skiba natomiast musiał zadowolić się zwrotem kosztów odbudowy gospodarstwa.

Sprawy kryminalne pojawiają się w księdze sądowej niezwykle rzadko. Zanotowane jest zaledwie jedno zabójstwo, ale tylko dlatego, że zamordowany Tomasz Lorenc zapisał kościołowi pewną kwotę pieniędzy. Ławica zadecydowała, że sprawca śmierci Jakub Łońszczak spłaci za Lorenca ową sumę oraz odrobi pańszczyznę „zaczym wiecznymi czasy za przeproszeniem zobopólnem milczenie wieczne mieć maią pod winą pańską pięciu grzywien, ktoby wzmiankę iaką miał uczynić strony tey głowy zabity”. Można więc sądzić, że wiele podobnych spraw załatwiano polubownie pod presją opinii publicznej. Być może uważano, że kłótnie, zniewagi czy bijatyki nie nadawały się do uwiecznienia w księdze gromadzkiej. Ale zdarzały się wyjątki. W 1781 r. miał miejsce spór pomiędzy poddanym Grzegorzem Boratynem a podwójcim Piotrem Szalem. Ponieważ Boratyn uderzył prawnego, został skazany na 15 plag ręką dyspozytora w obecności sześciu gospodarzy. Kara była jednak stosunkowo łagodna, ponieważ wzięto pod uwagę stary wiek Boratyna. Ale to nie był jedyny wyrok w tej sprawie. „Że zaś Piotr Szal- czytamy w księdze sądowej- będąc podwóyci często piiaństwem zabawia się y nie podług urzędu sprawuie się z zgorszeniem innych ławnych, teraz y na przyszłe czasy dwór wznosi go za niezdatnego do iego urzędu a zatem do elekcyi i pierwsza iusz ważna iego funkcya z wstecznie zakazana będzie”.