Emigracja

Problem emigracji mieszkańców Husowa nie został jak dotąd zbadany. Na przeszkodzie stoi przede wszystkim brak danych na ten temat. Nieliczne informacje znajdują się jedynie w księgach parafialnych i to tylko dlatego, że ktoś poczuł się zobowiązany poinformować macierzystą parafię o swym obecnym położeniu. Niewątpliwie kopalnią wiedzy są amerykańskie strony internetowe gromadzące dane genealogiczne imigrantów z Europy (np. www.ancestry.com).

Kierunek amerykański był bowiem popularny wśród chłopów udających się na emigrację na przełomie XIX i XX wieku. W latach 90. za ocean wyjeżdżało kilka tysięcy chłopów rocznie z samego Łańcuckiego. Jest oczywiste, że wsi nie opuszczali bogatsi chłopi, lecz tzw. wolni najmici. Niewiele mieli do stracenia, a do zyskania wiele. Podróż do Ameryki była bardzo kosztowna. Emigrant musiał wydać około 170 złr, co równało się wartości 25 kwintali pszenicy. Jednak podjęcie pracy za „wielką wodą” szybko rekompensowało koszty wyjazdu (dziennie zarabiano około 10 złr). Spośród emigrantów pochodzących z Galicji 90 procent stanowili chłopi. Aż 80 procent wychodźców polskich wykonywało najcięższe i najgorzej płatne prace. Zarobione w Ameryce pieniądze przeznaczano w rodzinnej miejscowości na dokupienie ziemi, spłatę długów, budowę domu i inne inwestycje. Wkrótce po I wojnie światowej powrócił z Ameryki Franciszek Kot. Ponieważ był to czas galopującej inflacji, a kasa gminna świeciła pustkami, Kot okazał się zbawicielem dla miejscowej ludności, gdyż dzięki jego pożyczce można było wykupić dla gminy las Strasznik (mieszkańcy wsi mieli zaopatrywać się w nim w opał). Za oceanem praca czekała także na kobiety. Z lekką ironią pisał o tym husowski poeta:

Ameryka, ziemia święta!

W kąt rzuciły wstyd dziewczęta.

Jednem słowem koniec biedzie,

Na trzy lata za mąż idzie,

Po trzech latach wraca w wianku,

Ani wspomni o kochanku.

A dolarów kilka setek,

Pugilares jak gonetek,

Wyszywany, z ośli skóry.

Mamo, schowaj do kumory.

Więc, co se kupię za to?

Chłopa z gruntem

W przyszłe lato.

Popularnym kierunkiem wychodźstwa galicyjskiego były Niemcy. Szacuje się, że przed I wojną światową polska społeczność liczyła tam 650 tysięcy osób i zamieszkiwała głównie przemysłowe miasta Nadrenii, Saksonii i Westfalii. Bardzo popularne były tzw. saksy, czyli sezonowa praca w niemieckich gospodarstwach rolnych. Chętnych do pracy werbowali głównie Żydzi.

Za chlebem udawano się również na wschód. W borysławskim zagłębiu naftowym czekała nieźle płatna, acz niebezpieczna praca, do której nie brakowało chętnych. Nierzadko fatalne warunki pracy stawały się przyczyną utraty życia. Trudno jest oszacować liczbę zatrudnionych tu robotników pochodzących z Husowa. Wiadomo tylko, że w 1891 roku do urzędu parafialnego w Husowie dotarła wiadomość o tragicznej śmierci 26-letniego Jana Homendy. Inne mniej przecierane szlaki emigracji husowskiej prowadziły w stronę Węgier, Danii i Francji.

Emigracja przyczyniła się niewątpliwie do poprawy życia na wsi. Wprawdzie opuścił ją element najbardziej zdrowy i przedsiębiorczy, ale część wychodźców powróciła do rodzinnej wioski, przynosząc ze sobą pieniądze, nowe umiejętności i bardziej nowoczesny styl myślenia. Częściowe rozładowanie przeludnienia uchroniło wieś od wielu dramatów (głód, kłótnie rodzinne o udział w majątku).