W okresie międzywojennym

Upragniona niepodległość nie przyniosła natychmiastowej poprawy bytu mieszkańców Husowa. Po roku 1918 zaczęto odczuwać konsekwencje ponad stuletniej niewoli. W odrodzonej Rzeczypospolitej szczególne problemy ujawniły się na galicyjskiej wsi.

W Husowie największą bolączką był głód ziemi. Wieś przeżywała boom demograficzny. Tuż przed wybuchem II wojny światowej liczyła już prawie 3 tysiące mieszkańców (dziś zaledwie 2 tysiące). Tymczasem powierzchnia gruntów chłopskich była stosunkowo niewielka z uwagi na dość duże majątki miejscowego proboszcza i państwa Oborskich. Początkowo rolnicy radzili sobie z tym problemem wycinając resztki potoków i zagajników, jednak była to kropla w morzu potrzeb. Duże nadzieje wiązano więc z reformą rolną podjętą przez rząd polski. Gdy i ona nie przyniosła zadowalających efektów, chłopi sięgnęli po inną broń. Były nią spontanicznie rozwijające się organizacje chłopskie, wśród których największe znaczenie miało Stronnictwo Ludowe. Z czasem jednak coraz więcej do powiedzenia miała młodzież buntująca się przeciw istniejącym porządkom. Także w Husowie konflikty polityczne przybrały na sile. Linia podziału przebiegała między zwolennikami rządzącej Polską sanacji a radykalnymi ludowcami. Ci pierwsi skupiali się w Husowie wokół charyzmatycznego kierownika szkoły Ignacego Błaszkiewicza, bezkrytycznego wielbiciela reżimu Piłsudskiego. Nauczyciel korzystał z każdej okazji, by wpajać husowianom idee piłsudczykowskie. Organizowane przez niego uroczystości z okazji świąt narodowych służyły jednak narzucaniu własnego światopoglądu. Tymczasem wychowana przez niego młodzież inaczej spoglądała na historię i politykę. W opinii wielu Piłsudski nie rozwiązał problemów chłopskich, co więcej, wspierając ziemiaństwo pogorszył los biednych rolników. Dlatego już na początku lat 30. husowska młodzież zawiązała koło Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” i rozpoczęła walkę z panującym w Polsce reżimem. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że o ile w latach 20. życie polityczne we wsi było niemrawe, to w następnej dekadzie uległo silnej dynamizacji. Koło ZMW, któremu przewodził Stanisław Styś, należało do najliczniejszych w powiecie łańcuckim i skupiało przeszło stu członków, w tym 40 dziewcząt. Młodzi szybko postarali się o Dom Ludowy i własną bibliotekę. Dość poważnie traktowano samokształcenie. Pod koniec 1932 r. zorganizowano dwudniowy kurs „wiciowy”, podczas którego można było pogłębić wiedzę w zakresie historii, ideologii, roli kobiet i rodziny w życiu, organizacji pracy itp. Husowscy ludowcy starali się również uprzykrzać życie Błaszkiewiczowi, o czym ów często wspomina z żalem w „Kronice szkolnej”. Rywalizacja panowała nawet w gorącym roku 1939, kiedy to wiosną odbyły się wybory do Rady Gromadzkiej. „Wiciowcy” wraz ze Stronnictwem Ludowym przeprowadzili wówczas aktywną kampanię, która zakończyła się pełnym zwycięstwem ludowców.

O ile w sferze polityki Błaszkiewicz poniósł klęskę, to na polu edukacji odniósł zdecydowany triumf. Funkcję kierownika szkoły objął po śmierci Józefa Karakulskiego z listopadzie 1918 r. W ciągu następnych 20 lat husowska szkoła pod przewodnictwem Błaszkiewicza osiągnęła najwyższy stopień organizacyjny szkół powszechnych. Ten sukces uzyskano pomimo fatalnych warunków lokalowych. Wysiłki kierownika szły więc i w tym kierunku. Pod koniec lat 20. wybudowano dwa budynki filialne na Górnicy i Dole, ale i to okazało się za mało. W roku szkolnym 1930/1931 zapisało się do szkoły około 400 dzieci i znów zabrakło miejsc w salach. „Dziatwa szkolna uczyła się dobrze- pisał w „Kronice” Błaszkiewicz- i postęp w nauce był większy, gdyż ludność posyłała chętniej do szkoły dzieci. Skazywano też na grzywnę, bo to jest skuteczny środek na opieszałych i nie mających zrozumienia nauki dla dzieci”. W tym czasie dojrzewała już myśl wybudowania nowej, murowanej szkoły, ale do momentu zakończenia jej budowy, dzieci musiały uczęszczać do starych izb szkolnych. Do tego czasu poprzestawano na remontach. Dopiero na początku 1936 r. Rada Gromadzka uchwaliła jednogłośnie decyzję o wzniesieniu nowej szkoły. Przetarg na budowę wygrał Józef Pilch, po czym wzięto się do pracy. Już pod koniec roku wprowadzono się do nowej, jeszcze nie wykończonej szkoły. Cieszono się z niej niespełna rok… Nowy gmach szkolny to nie jedyny sukces Błaszkiewicza. Warto zauważyć, że tuż przed wybuchem wojny liczba analfabetów spadła do kilkunastu procent. Miało to przełożenie na wzrost kultury we wsi. Dużą popularnością cieszyła się biblioteka licząca kilkaset woluminów oraz zbiór czasopism. Dotyczyło to jednak wciąż osób młodych. Rodzice wciąż nie widzieli potrzeby czytania czy też uczestniczenia w świętach narodowych. Jak wspomina Błaszkiewicz Święta Niepodległości nie szanował nawet ks. proboszcz Władysław Turkiewicz.

Duże zasługi w rozwoju gospodarczym Husowa mieli natomiast ludowcy. Wprawdzie Kółko Rolnicze liczyło niewielu członków (Wincenty Styś twierdzi, że to skutek agitacji Błaszkiewicza, który przewodził tej organizacji), to dużo większą popularnością cieszyła się Kasa Stefczyka, która odgrywała ważną rolę w walce z żydowską lichwą. Mieszkańcy Husowa uporali się również z innym problemem. Do tej pory korzystali z handzlowskiej mleczarni. Z czasem jednak zaczęli uzyskiwać w niej coraz większe wpływy, co pogorszyło relacje z mieszkańcami sąsiedniej wsi. Dlatego w 1935 r. husowianie powołali własną mleczarnię, którą uchronili od upadłości przez zastosowanie egoizmu gromadzkiego. Dzięki temu handzlowska filia opuściła Husów w 1938 r. Jeszcze jedną husowską organizacją spółdzielczą była Spółdzielnia Spożywców „Przyszłość”, której działalność skupiała się na prowadzeniu własnych sklepów. Pod koniec lat 30. wyparły one całkowicie z Husowa handel żydowski. Działalność spółdzielcza w Husowie z każdym rokiem przybierała na sile. Mieszkańcy wsi mieli ciekawe pomysły i- co ważne- umiejętnie wprowadzali je w życie. Wioska była zatem na dobrej drodze do uzyskania względnego dobrobytu. Niestety agresja niemiecka na Polskę zniweczyła te trudy.